31 grudnia 2012

Odbywany tradycyjnie w pierwszy weekend nowego roku Marsz Noworoczny trzeba było z różnych powodów przenieść na ostatni weekend starego roku. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - pogoda dopisała, było dość ciepło (jak na zimę oczywiście), przeważnie słonecznie i sucho, a porywisty wiatr dawał się we znaki tylko w najbardziej odsłoniętych miejscach.

Przy Lipie Fryderyka w Podlesiu

Bazę założyliśmy w schronisku w Lubachowie. W sobotę rano pojechaliśmy do Niedźwiedzicy, skąd wymaszerowaliśmy granicą obozu pruskiego z września 1760 r. do Podlesia, aby po raz kolejny obejrzeć Lipę Fryderyka. Stamtąd przez Klasztorzysko, Palczyk i Złoty Las zmierzaliśmy w stronę Lubachowa, dokąd dotarliśmy o zmierzchu. Wieczorem skromnie obchodziliśmy uroczystość rocznicy urodzin naszego żołnierza, Karoliny.

W niedzielę zamieraliśmy dojść na jeden z szańców bitwy burkatowskiej, znajdujący się pomiędzy Burkatowem a Modliszowem. Dochodzące jednak ze wszystkich stron odgłosy broni myśliwskiej skłoniły nas jednak do skrócenia trasy. Po obejściu wzgórza Popek wórciliśmy do schroniska i rozjechaliśmy się do domów.

fotki: Herr Kapitan, Karolina.

27 grudnia 2012

W okresie przedświątecznym strona i forum zostały zaatakowane przez jakieś szkodliwe oprogramowanie. Dlatego strona główna była niedostępna, a forum poniosło straty w załącznikach. Stronę udało się przywrócić, nad odzyskaniem straconych plików forum trwają prace. Mamy nadzieję, że w ciągu kilku dni wszystko będzie działać prawidłowo.

10 grudnia 2012

Pierwszy raz milicja Fortu Le Boeuf wzięła udział w zimowym obozie w Kozlim Rohu koło Czeskiej Lipy (7-9 grudnia). Na miejsce przyjechaliśmy już po zmroku, trochę z duszą na ramieniu, bo warunki drogowe były na ostatnim odcinku bardzo kiepskie (i jeden samochód w rowie, na dachu). obóz znaleźliśmy bez trudu, rozbiliśmy namiot i urządziliśmy posłania. Poznosiliśmy graty i wtedy okazało się, że w termometrze skończyła się skala (a kończyła się na -12 stopniach Celsjusza). Zaszyliśmy się więc w namiocie gościnnym, gdzie wesoło buzował piecyk, a na stole pojawiały się trunki wszelakie, na czele z grzanym winem i piwem.

Rano już na pierwszy rzut oka widać było, że mróz jest tęgi, wszystko było grubo oszronione, w tym nasze koce w namiocie. Któryś z Czechów sprawdził temperaturę w aucie - pokładowy termometr pokazywał -20 stopni, jakiś inny termometr -17 stopni. Trochę zmarzliśmy, ale była też dobra strona mrozu - było sucho.

Plan dnia przewidywał jakieś jeżdżenie na koniach i trochę maszerowania po terenie, jednak oczekiwanie na telefon od koni przeciągało się i około 11.00 w kilka osób wybraliśmy się krótki spacer z fotografowaniem. Wyszliśmy z obozu w stronę Pavlovic, a potem przez pola zeszliśmy w dolinę Dolskiego Potoku, przy którym mieliśmy obóz. "Zeszliśmy w dolinę" to eufemizm - przedarliśmy się z najwyższym trudem przez zwaliska oblodzonych głazów i zwalonych drzew. Na dole stwierdziliśmy, że niecały kilometr jest do ruin Chudego Hradku, więc podjęliśmy decyzję, żeby go obejrzeć. A jak już tam doszliśmy, to uznaliśmy, że całkiem niedaleko jest do Drevcic, gdzie jest hospudka, więc z kolei udaliśmy się do tej hospudki. To "krótko", kawałek" i "niedaleko" wyszło razem około 5 km, więc do hospudki dotarliśmy dość zmęczeni. Na szczęście zupa - flaki przyrządzone jak gulasz - oraz świetne piwo z Żatca przywróciły siły.

w dolinie Dolskeho Potoku

Droga powrotna zeszła nam szybko, ale i tak dotarliśmy do obozu już prawie o zmroku. Kolejny wieczór znów w namiocie gościnnym, tym razem przy stole obficie zastawionym mięsiwami, przekąskami, pysznymi przetworami owocowymi i wszelakim płynnym dobrem. Szybko jednak odezwało się zmęczenie i prawie wszyscy około 22.00 udali się na spoczynek.

Druga noc nie była tak zimna, było ledwie -15 stopni, zresztą nauczeni poprzednią nocą solidniej skonstruowaliśmy przykrycia i mróz nie był dokuczliwy. Wstaliśmy krótko po siódmej, rozpaliliśmy w piecyku i nastawiliśmy wodę na kakao. Po śniadaniu, składającym się głównie z resztek niedojedzonej kolacji (sery, salamy, ogórki) powoli zwinęliśmy obóz i około 11.00 wyruszyliśmy do Świdnicy.

Miejsce na obóz piękne, okolica rewelacyjna, zwłaszcza dolina Dolskiego Potoku. Dojazd nieuciążliwy, piękne widoki już w czasie podróży. Koledzy mówią, że takich skałek jest tam więcej i lepszych, co więcej - są gotowe miejsca do biwakowania w postaci chatek, czy jaskiń pod nawisami skalnymi. No cóż - kolejne miejsce do odwiedzenia w przyszłości na dłużej...

zdjęcia: David Millet, Mysak, vichrice1, blaznivyotik, Nibowaka, Kate, Alchy

2 grudnia 2012

Po raz kolejny regiment wybrał się do Lutyni, z okazji nadchodzącej 256 rocznicy bitwy (5.12.1757). Pierwotny plan był taki, że zbierzemy się w Lutyni w sobotę o godz. 10.00, jakoś dostajemy się do Błonia i stamtąd przez pomnik zwycięstwa, Radakowice, Łowęcice i Zakrzyce wracamy do Lutyni, marszrutą równoległą do trasy przemarszu armii pruskiej sprzed dwu i pół wieku. Z różnych powodów przyjazdy tak się jednak opóźniły, że niewiele przed dwunastą dojechaliśmy do Błonia. Przeszliśmy więc z zajazdu w Błoniu na pomnik, a następnie wróciliśmy do aut i przejechaliśmy do Lutyni, skąd ruszyliśmy krótką trasą do Jarząbkowic i z powrotem przez Zakrzyce. Droga prowadziła głównie asfaltem, co nie dodało autentyczności, ale oszczędziło błota i zmęczenia. Na skraju Zakrzyc, na niewielkim wzgórzu Kiefernberg, tam, gdzie stały austriackie, wirtemberskie i bawarskie oddziały den. Nadasdy i rozpoczęła się bitwa, rozpaliliśmy ognisko i spożyliśmy pożywny posiłek, składający się głównie z kiełbasy i chleba. Do Lutyni wróciliśmy już o zmroku i oddaliśmy honor poległym przy krzyżu pod kościołem. Tam znalazł nas sołtys wsi, pan Daniel Uszyński, który udostępnił nam muzeum. Pogawędziliśmy jeszcze dłuższą chwilę i pojechaliśmy do Wrocławia, gdzie mieliśmy kwatery.

Zmierzch koło Lutyni

Plan na niedzielę przewidywał wyjazd na Popowice, gdzie w listopadzie 1757 r. walczyli nasi grenadierzy. I ten plan uległ zmianie - skończyło się na przejściu przez Rynek i spacerze wzdłuż fosy od Bramy Oławskiej aż do ulicy Krupniczej. Wpadliśmy jeszcze do pizzerii na Ruskiej i około piętnastej rozjechaliśmy do domów.

Pogoda nam dopisała. W sobotę był lekki mróz, lecz słonecznie i bezwietrznie, więc wczesnym popłudniem zrobiło się całkiem przyjemnie. Mocno to kontrastowało z nieprzyjemnym deszczem, śniegiem i wiatrem z piątku. W niedzielę pogoda była nieco gorsza, lecz również pokazywało się słońce, a brak wiatru powodował, że zimno nie było zbyt dokuczliwe. Jak zwykle w takich warunkach w niedzielę bierze górę niechęc do jakiegokolwiek szkolenia i musztrowania, więc pierwotny pomysł zapełnienia czasu tymi zbożnymi i pożytecznymi czynnościami spezł na niczym, a czas spędziliśmy na włóczeniu się po mieście.

Lutynia niestety w coraz większym stopniu staje się osiedlem - sypialnią, pole bitwy jest już właściwie całkowicie zabudowane, poza boiskiem, na którym odbyła się inscenizacja w 2007 r. Jedyny w miarę dziki teren to pola wokół Zakrzyc, gdzie da się nawet znaleźć miejsca, z których nie widać cywilizacji.

Zdjęcia: Herr Kapitan, Herr Corporal, Agnieszka

20 listopada 2012

Sudeckie Towarzystwo Rekonstrukcji Historycznej wzbogaciło się o armatę, a właściwie o jej elementy - lufę, koła, oś i podłużnice łoża. Jest to replika pruskiej jednofuntówki systemu Dieskaua. Armata wymaga dorobienia brakujących elementów, złożenia i wykończenia, a także wykonania przodka i w dalszej kolejności wozu amunicyjnego. Lufa już została poddana tuningowi w postaci zwiększenia kalibru (był zbyt mały). Planujemy zakończenie prac i pierwsze strzelanie na przełom zimy i wiosny 2013 r.

12 listopada 2012

Hradecna - niewielka wieś kilka kilometrów od Chomutova w stronę granicy niemieckiej. Od Świdnicy przez Jicin jakieś 330 km. Pierwsze zaskoczenie już w Chomutovie - zaczął się stromy podjazd, i tak kilka kilometrów. Okazało się, że wieś jest dość wysoko w górach. Drugie zaskoczenie - piękne łąki, przedzielone miedzami, porośniętymi drzewkami i krzewami. Trzecie zaskoczenie - obóz znaleźliśmy bez trudu. Przy zapadającym zmroku rozbiliśmy nasze namioty. Po zgromadzeniu opału udaliśmy się do miejscowej hospudki na zacnego Bernarda.

Sobota była zimna i mglista. Plan imprezy nieco rozsypał się i znaczną część poranka zajęło nam oczekiwanie na to, co się wydarzy. Ostatecznie okazało się, że to Paja Junek kręci ujęcia do kolejnego teledysku, stąd podporządkowanie planu dnia wymogom filmu. Około południa wyszliśmy z obozu na potyczkę. Żołnierze angielscy z wozem wpadli w zasadzkę Francuzów i Indian, mimo przewagi przeciwnika walczyli bohatersko do końca.

Rozbity angielski konwój z zaopatrzeniem

Po akcji ponownie odwiedziliśmy hospudkę, która uzyskała ze względu na przyjazny charakter i dobre piwo zaszczytny tytuł "Hospudki Miesiąca". Po powrocie do obozu udało się zorganizować jeszcze jedną, bardzo improwizowaną potyczkę, polegającą na pościgu niedobitków angielskich, którzy bronili się w czeskim schronie z 1938 r. Udało ich się wyprzeć, a następnie zostali w lesie otoczeni i pojmani. Wieczór to biesiada przy wspólnym stole, okraszona grzańcem autorstwa Alchy'ego, za który to wspaniały napój otrzymał on zaszczytny tytuł "La Alchemic de la Novembre". Niedziela zaczęła się mokro, w nocy trochę pokropiło, a około dziesiątej zaczął się opad ciągły, więc zebraliśmy się szybko i wyjechaliśmy.

Miejsce jest ładne, rozległe łąki i lasy jakby stworzone do zabawy. Tuż obok obozowiska znajdował się lekki schron, z systemu czeskich umocnień granicznych lat 1936 - 38, a cały system tych schronów jest udostępniony do zwiedzania: www.kocicak.cz . Szkoda, że to tak daleko, mimo że droga całkiem dobra, jednak 5 - 6 godzin jazdy daje się we znaki.

zdjęcia: Christoph Noiret, David Millet, Drzewian, Scyll, Katerina

22 października 2012

W dniach 19 - 21 października po raz pierwszy czterech landwerzystów III batalionu 5 Śląskiego Regimentu Landwehry wzięło udział w 199 rocznicy bitwy pod Lipskiem. Dzień wcześniej, krótko przed wieczorem dotarliśmy do wyznaczonego obozu w Markkleeberg na południe od Lipska. Po zameldowaniu się i rozbiciu namiotów na skraju pola, pod pragermańskimi dębami i nad szumiącą Pleissą, nastąpiła seria powitań z starymi znajomymi oraz znacznie dłuższa - zapoznań z nowymi znajomymi, jakich w tym rozległym obozie (jednym z czterech jakie były przeznaczone licznym uczestnikom rekonstrukcji) poznaliśmy. Atmosfera była braterska, pogoda ciepła i sucha, nie brakowało drewna, słomy, jedzenia ni napoju, ani niczego, co potrzebne w obozowaniu. Reszta wieczoru nocy zeszła na kontaktach towarzyskich oraz nawet na spaniu.

Żołnierze świdnickiego batalionu 5 Śląskiego Regimentu Landwery

Od sobotniego rana zaczęło się normalne życie obozowe i przygotowania do nadciągającej nieuchronnie bitwy. Wcześnie uderzono na apel, do którego stanęliśmy w pełnym oporządzeniu i uzbrojeniu. Wraz z kolegami z Landwehry Śląskiej z Koźla i ze Schkeuditz wystawiliśmy dwie sekcje, które weszły w skład kombinowanego batalionu złożonego z garstki liniowej piechoty pruskiej, pół sekcji Szwedów oraz mrowia Wehrmannów z różnych Landwehr, uszykowanych według prowincji. Komendę batalionu trzymał waleczny kapitan Brenneisen. Najpierw trzeba było nas, przepełnionych patriotycznym duchem lecz jeszcze niewprawnych w działaniu wspólnym, przygotować na spotkanie z najstraszniejszymi oddziałami napoleońskiej armii. Stąd cały batalion najpierw pomaszerował przez graniczną Pleissę na ćwiczenia, gdzie długo i z wielkim sukcesem ćwiczył formowanie kolumn, rozwijanie w linię oraz inne, niezbędne obroty. Tak wreszcie pilność i gorliwość w ćwiczeniu przyniosły znakomity efekt, który później raczyli chwalić zarówno właśni dowódcy jak nawet wrogowie.

Po wydanym posiłku nastała wreszcie Bitwa Narodów. Na rozległym polu, malowniczo starły się wrogie armie. Mimo wyraźnej przewagi liczebnej Francuzów i ich sprzymierzeńców Bóg pobłogosławił dając zwycięstwo słusznej sprawie. Batalion długo czekał na wejście do akcji, w każdym zaś razie czas się dłużył. na polu już wrzała walka, huk dział przeplatał się z coraz gęstszym ogniem karabinowym. świstały brytyjskie rakiety. Mieliśmy szczerą chęć pojmać przejeżdżającego spokojnie Napoleona Bonaparte, jednak tym razem darowaliśmy go życiem i wolnością. Wreszcie bój! Nacieraliśmy kunsztownie kolumną na bronioną przez Polaków wieś, którą po osłabieniu ich oporu wzięliśmy dzięki zdradzie saskiej, wpadłszy przez tylną bramę od cmentarza. Niestety, wyparty wróg przeorganizował się w lesie i powrócił, wobec czego dokonaliśmy odwrotu. Reszta bitwy zeszła na długiej walce w szyku liniowym. Codzienność bitewna... Tyle, że linie miały po sto metrów długości i były, wobec salw z setek karabinów i dziesiątków dział, imponujące.

Nikt z nas nie zginął. Po bitwie i przeglądzie wojsk wróciliśmy do obozu i reszta dnia zeszła nam na miłym niemieckiemu Bogu świętowaniu wiktorii. Kapitan Brenneisen chwalił dzielność batalionu i jego sprawność i przekazał wyrazy uznania z samej góry. Podobno właśnie w armiach sojuszniczych, nasz batalion wyróżnił się tym, że nie mieszały się szyki w czasie boju a wyuczone wcześniej z takim mozołem ewolucje wykonywano sprawnie i bez wahania.

Noc, poranek.... Rano część wojska poszła pod rosyjski pomnik, większość jednak zebrała się do rychłego wyjazdu.

zdjęcia: Hahn, Leipzig1813.com, OVZ Online

22 października 2012

W dniach 20 - 21 października 2012 r. w Srebrnej Górze odbyła się IV Srebrnogórska Konferencja Historyczna, której tematem przewodnim była "Wojna siedmioletnia w Sudetach i nowożytne fortyfikacje górskie". W tym roku gościliśmy wielu znamienitych prelegentów z Polski, Niemiec, Czech i Francji.

Konferencję prowadzili dr Tomasz Przerwa i dr Grzegorz Podruczny, a wśród wielu referatów znalazły się dwa, zaprezentowane przez członków stowarzyszenia:
- Krzysztof Czarnecki: "fortyfikacje polowe z czasów wojny siedmioletniej w Górach Sowich", oraz:
- Grzegorz Podruczny: "Franz Ignaz Pinto di Bari" (pierwszy projektant twierdzy w Srebrnej Górze oraz projektant istniejącego donżonu twierdzy Kłodzko).

Foto: uczestnicy konferencji

15 października 2012

Kolejne "Josefinskie Slavnosti" w Terezinie upłynęły pod znakiem pięknej pogody, choć droga do Terezina nie napawała optymizmem - wręcz przeciwnie, od granicy do Litomeric lało. Udało się jednak o tyle, że gdy dojechaliśmy na miejsce biwaku, przestało padać, jedynie mokra trawa dawała się we znaki.

Sobota zaczęła się od przemarszu przez miasto, zakończonego uroczystym apelem, którego głównym punktem było nadanie mienia replice trzyfuntowej armaty systemu Liechtensteina, wykonanej dla potrzeb garnizonu twierdzy. Armata otrzymała imię "Josef" na cześć cesarza, fundatora twierdzy Teresienstadt.

Głównym punktem programu były dwie inscenizacje, popołudniowa i wieczorna. W pierwszej armia pruska broniła się na przedpolu twierdzy. Przeważające siły cesarskie wyparły prusaków do twierdzy, jednak szturm został odparty. W nocnej bitwie nastąpił szturm decydujący, po którym załoga twierdzy skapitulowała. Bezpośrednio po zakończeniu odbył się pokaz sztucznych ogni.

Jak w ubiegłym roku, impreza była po prostu znakomita. Dobrze opracowane scenariusze, dobry komentarz z muzyką, zaaranżowane pole bitwy i pirotechnika sprawiały, że inscenizacje były bardzo efektowne. Szczególnie nocna bitwa robi ogromne wrażenie, zwłaszcza błyskające w ciemnościach salwy dział i karabinów. Również lokalizacja obozu w fosie twierdzy nadaje odpowiedni klimat. Terezinskie imprezy śmiało można zaliczyć do najlepszych inscenizacji siedmiolatkowych.

zdjęcia: Litomericky Denik 1, Litomericky Denik 2, Michaela, Tylinek, Bafometa
filmy: przemarsz

8 października 2012

W dniu 6 października 2012 r., dowódca oddziału Królewskiego Pruskiego Regimentu Piechoty Alt Kreytzen, Herr Lieutenant Krzysztof Czarnecki, za ofiarną służbę oraz zasługi wojenne, na wniosek Oberkriegskollegium, rozkazem królewskim został awansowany do stopnia kapitana.

Jednocześnie Prezydent Miasta Świdnicy Wojciech Murdzek nagrodził Krzysztofa Czarneckiego za działalność na rzecz promocji miasta i propagowanie edukacji historycznej. Warto wspomnieć, że impreza z okazji 250 rocznicy zdobycia Świdnicy w 1762 r. odbyła się w piątą rocznicę pierwszej inscenizacji w Świdnicy, związanej z jubileuszem 300 rocznicy rozpoczęcia budowy Kościoła Pokoju. Nagrodę wręczył zastępca prezydenta miasta Waldemar Skórski.

dokumenty: awans, nagroda

8 października 2012

Dwieście pięćdziesiąta rocznica zdobycia Świdnicy przez armię pruską to ostatnia rocznica ważnego wydarzenia wojny siedmioletniej na Śląsku. Po kapitulacji twierdzy operacji wojennych na Śląsku już nie prowadzono. W dniach 5 - 7 października odbyła się impreza z okazji tej rocznicy.

Do Świdnicy zawitało ponad 150 gości, w mundurach armii pruskiej, austriackiej i saskiej. głównym punktem obchodów była inscenizacja szturmu twierdzy, przeprowadzona na oczyszczonej z roślinności Fleszy Nowomłyńskiej. Oddziały pruskie dwukrotnie atakowały siły austriacko - saskie, ukryte za zasiekami. Drugi atak okazał się skuteczny i załoga skapitulowała. Zamiast aktu kapitulacji zawarto jednak akt pokoju pomiędzy stronami, obowiązujący do czasu następnej imprezy.

Wcześniej, przed południem, odbyła się inscenizacja na Fleszy Jawornickiej. Oddziały pruskie usiłowały zdobyć twierdzę z drugiej strony. Mimo poświęcenia i dotarcia na koronę Fleszy, zostały jednak odparte. Po akcji oddziały przemaszerowały do Rynku, gdzie zaprezentowały się publiczności.

Impreza była udana, choć nie obyło się bez kłopotów. Z powodu braku prochu, który dotarł dopiero w piątek w nocy i w sobotę (wielkie podziękowania dla Garnison Regiment von Lattorff, który swoimi zapasami uratował sytuację), trzeba było odwołać zaplanowaną inscenizację nocnego szturmu na Fleszę Nowomłyńską. Częściowo oszczędziła nas pogoda - w piątek i sobotę było słonecznie i ciepło, jednak w czwartek wieczorem i niedzielę rano lało. Zwłaszcza niedzielny deszcz dawał się we znaki, zwijanie obozu w ulewie nie należy do przyjemności.

zdjęcia: Herr Kapitän 1, Herr Kapitän 2, Herr Corporal, Richard, Andreas
filmy: ŚwidnicaMS, WS-24.pl, Świdnica24.pl
relacje: Świdnica24.pl

30 września 2012

Herr Lieutenant z małżonką wzięli udział w "Spotkaniu z Regimentem von Wied", które miało miejsce w dniach 28 - 30 września na zamku novy Hrad w Jimlinie, kilka km od miasta Louny w północno - zachodnich Czechach. Impreza nawiązywała do oblężenia zajętego przez Prusaków zamku, przez oddziały austriackie. W programie były apele, pokazy musztry, ćwiczenia kawaleryjskie i artyleryjskie, oraz muzyka różnych epok, od późnego średniowiecza po czeskie country.

Głównym punktem imprezy była inscenizacja oblężenia i kapitulacji pruskiej załogi. Oddział pruski najpierw zdobył zamek, biorąc jego załogę do niewoli, następnie sam został oblężony. W rolę zamku wcielił się stary magazyn zboża na podzamczu. Załoga pruska najpierw stawiała opór na "podzamczu", następnie wycofała się do "zamku", prowadząc ciągły ogień z okien. Trzeba przyznać, że trzęsący się po salwach armatnich budynek, sypiący się ze ścian tynk, oraz mocno sfatygowane, spróchniałe i rozchwiane drewniane schody dodawały sporo autentyzmu obronie. Okazało się przy tym, że strzelanie w niskich pomieszczeniach jest bardzo uciążliwe i męczące, ze względu na trudności z ładowaniem i konieczność wycofywania karabinu z okna. Ostatecznie rozszerzający się "pożar", oraz wyczerpanie amunicji zmusiły załogę do wyjścia i kapitulacji.

Impreza, mimo że niewielka, bo obliczona na 50 - 60 żołnierzy, była bardzo udana i sympatyczna. Dopisała pogoda, cały dzień był ciepły i słoneczny. Wielką atrakcją jest sam zamek, oraz przepiękne krajobrazy północnych Czech. Stronę "pruska" reprezentowały IR von Meyerinck, wzmocniony Herr Lieutenantem w roli zwykłego żołnierza, oraz His Majesty Intependent Company of Foot. Po stronie cesarskiej wystąpiły zjednoczone siły regimentów Wied, Gaisruck, Salm, Deutschmeister oraz artylerzyści z Biliny.

zdjęcia: Herr Lieutenant, godtim 1, godtim 2

24 września 2012

Na zaproszenie Drużyny Wojów Ślężańskich milicjant Christoph Noiret wziął udział w Dożynkach Ślężańskich. Impreza organizowana jest corocznie w Masywie Ślęży - świętej góry Słowian i przeznaczona jest jest dla grup historycznych z IX - X w.

zdjęcia: Christoph Noiret, Daniel, Damian

22 września 2012

W Świdnicy odbyło się kolejne Sprzątanie Fleszy Nowomłyńskiej. akcja ta jest jednoczesnie przygotowaniem fleszy do inscenizacji z okazji 250 rocznicy zdobycia Świdnicy przez armie pruską, która odbędzie się w pierwszą sobotę października. W sprzątaniu udział wzięło około 200 osób, oczyszczono cały front Fleszy z dzikiej roślinności i śmieci.

Relacja Świdnica24.pl

3 września 2012

Milicja fortu Le Boeuf odbyła kolejny patrol w okolicach Barda Śląskiego i Ząbkowic Śląskich. Sobota zaczęła się niezbyt zachęcająco - od piątku padał deszcz, gdy dojechaliśmy do Barda była to wręcz ulewa, którą zdecydowaliśmy się przeczekać pod dachem. Około 10.30 przestało padać, ruszyliśmy więc w trasę. Leśnymi drogami,wokół Pańskiej, Lisiej i Brzeźnickiej Góry doszliśmy do Brzeźnicy, stamtąd wzdłuż podnóża Masywu Brzeźnicy do fortu Grochowskiego. Pogoda stopniowo poprawiała się, nie padało, chwilami pokazywało się nieśmiałe słońce i zrobiło się całkiem ciepło. Lekki wiatr spowodował, że drzewa i grunt nieco podeschły przed nocą.

Na forcie zbudowaliśmy szałas i po zjedzeniu kolacji położyliśmy się spać. Wstaliśmy o świcie, zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy do Ząbkowic. Pogoda była nieco lepsza niż w sobotę, bezwietrznie i pochmurno z licznymi przejaśnieniami. Początkowo mieliśmy zamiar przejść przez Lammelberg (niewielkie wzgórze na NE od Grochowca, ok. 1 kilometra od Stoszowic), na którym podobno znajdował się nieoznakowany na mapach szaniec. Po rozpoznaniu sytuacji terenowej (brak polnych dróg i duże pole kukurydzy w poprzek kierunku marszu) zrezygnowaliśmy jednak z tego wariantu i zdecydowaliśmy się dojść do Ząbkowic jak zwykle przez Tarnów, czyli najkrótszą drogą.

zdjęcia: Christoph Noiret.

20 sierpnia 2012

Regimentowe obchody 250 rocznicy bitwy pod Dzierżoniowem rozpoczęły się w sobotę rano, 18 sierpnia. Około 10 rano zajechaliśmy na łąki nad Piławą Dolną, gdzie przygotowaliśmy się do marszu. Pogoda była słoneczna i bezwietrzna, ale niezbyt gorąco - w sam raz do marszu. Ruszyliśmy w drogę północnym zboczem Rybaka, pomiędzy kopalnią a linią kolejową. Na wysokości zakładu przeróbczego przeszliśmy przez tory i ruszyliśmy w stronę Gilowa. Dotarliśmy po godzinie marszu do wsi, gdzie zarządziliśmy dłuższy odpoczynek pod zaprzyjaźnionym sklepem.

Następnie ruszyliśmy na szczyt Zguby, gdzie planowaliśmy zbadać bliżej kamienną konstrukcję, przypisywaną obozowi wojsk pruskich. Okazało się jednak, że szczyt jest całkowicie zarośnięty pokrzywami i praktycznie niedostępny. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy więc na południowy zachód. Wyszliśmy na łąki na zachód od Wzgórz Gilowskich, przekroczyliśmy tory i dotarliśmy do samochodu. Następnie przygotowaliśmy biwak na łące na zachód od Rybaka.

W niedzielę już od rana panował upał. Przemaszerowaliśmy pod pomnik, gdzie spotkaliśmy się z Arnoldem Kordasiewiczem, następnie przeszliśmy zboczem Rybaka, zapoznając się z konstrukcją, która mogła być pozostałościami szańca z niewielkim artyleryjskim nadszańcem. Wzdłuż kopalni zeszliśmy z powrotem na łąkę i ruszyliśmy do domów.

zdjęcia: Herr Feldwebel

16 sierpnia 2012

Kolejne zdjęcia z imprez, autorstwa Agnieszki: Josefov, Burkatów, Nysa.

14 sierpnia 2012

W niedzielę, 12 sierpnia stowarzyszenie "Piława Dolna" zorganizowało wycieczkę "śladami historii", której jednym z elementów była wizyta przy pomniku bitwy pod Dzierżoniowem. Wycieczkę prowadził przewodnik sudecki Tomasz Śnieżek, a udział wzięło kilkadziesiąt osób, mieszkańców Piławy Dolnej, w tym wiele dzieci. Trasa prowadziła przez wieś, oba kościoły, następnie przez pola do pomnika i z powrotem do wsi, gdzie w parku przy "Czerwonym Dworze" impreza zakończyła się piknikiem przy ognisku.

Dwóch żołnierzy spędziło noc na biwaku na polu bitwy, by w poniedziałek o godz. 11.00 wziąć udział w uroczystości odsłonięcia tablicy pamiątkowej na pomniku bitwy. Oryginalna tablica została zniszczona po wojnie, w jej miejsce wstawiona została inna, z tekstami po polsku i niemiecku, przy czym tekst niemiecki jest identyczny, jak na oryginalnej tablicy. Inicjatorem akcji był mieszkaniec Piławy Górnej, pasjonat historii lokalnej Arnold Kordasiewicz, tablicę wykonali miejscowi rzemieślnicy. W uroczystości wzięli udział m.in. wicewójt gminy Dzierżoniów Jolanta Zarzeka oraz szef stowarzyszenia Heimatbund Reichenbach Heinz Pieper.

Po uroczystości żołnierze przemaszerowali zboczem Rybaka w kierunku wzgórza Zguba, następnie rozbili biwak na łące na południowym zboczu wzgórz. Po odpoczynku i posiłku rozjechaliśmy się do domów.

zdjęcia: Herr Lieutenant
relacje: Telewizja Sudecka, Gmina Dzierżoniów, DTP-24.pl.

12 sierpnia 2012

W Dniach Twierdzy Kłodzko regiment zaznaczył swoją obecność skromnie, jedynie w sobotę, udziałem trzech żołnierzy, w tym nowego dobosza. Pojawiliśmy się na Rynku w południe, gdzie rozpoczynała się inscenizacja przedstawiająca wizytę Napoleona wśród wojsk oblegających twierdzę. Następnie udaliśmy się na twierdzę, gdzie oczekiwaliśmy na bitwę.

Inscenizacja bitwy odbyła się jak zwykle w parku, w trudnych warunkach terenowych - po nocnych ulewach było wyjątkowo błotniście. Działania bojowe były z obu stron bardzo zacięte, co szybko przekształciło walkę w całkowity chaos - przemieszane oddziały obu stron często walczyły mając przeciwników z boku, a nawet z tyłu. Najwięcej zamieszania tworzyły oddziały piechoty walczącej w rozproszeniu, które przenikały szyki wychodząc na tyły przeciwnika. Duże wrażenie robiła liczna artyleria obu stron, której kanonada zagłuszała wszystko i zadymiała pole walki. Ostatecznie bitwa zakończyła się klęską obrońców, których resztki skapitulowały po wyczerpaniu możliwości dalszej walki.

Pogoda była marna, w nocy lało, dzień też pochmurny z przelotnymi opadami, na szczęście na czas bitwy przestało padać. Niezbyt ciepło, ale nie na tyle, żeby przez godzinę walki się nie zgrzać.

fotki: Agata

29 lipca 2012

Dni Twierdzy Nysa upłynęły pod znakiem męczącego upału. Zjawiliśmy się w Nysie w 8 żołnierzy, oraz kilka żon i dzieci żołnierskich. Wcześnie w piątek rozbiliśmy niewielki Gassenlager, składający się z namiotu oficerskiego, jednego podoficerskiego oraz pięciu żołnierskich.

W sobotę od rana panował okrutny upał. Część oficjalna na Rynku, w palącym słońcu, była prawdziwą mordęgą. Bitwa zaczęła się o siedemnastej, przy nie mniejszym upale. Nasz oddział wprowadził obrońców do szańca. Zajęliśmy najbardziej wysuniętą część, wystawiając patrole spieszonej kawalerii. Po chwili pojawił się nieprzyjaciel. Przez pewien czas stawialiśmy opór, walcząc w tyralierze, ale wobec narastającej przewagi wycofaliśmy się za wał. Po ściągnięciu posiłków - Rosjan Radima Dufka i Prusaków ze Srebrnej Góry utworzyliśmy linię i przeszliśmy do regularnej walki ogniowej. Przewaga przeciwnika była jednaj zbyt wielka, po wyczerpaniu amunicji skapitulowaliśmy. Pozostałe oddziały walczyły jeszcze przez pewien czas, ale również zostały pokonane.

W niedzielę bez pośpiechu przystąpiliśmy do zwijania obozu. Najwięcej problemów było z bardzo mocno zakurzonymi namiotami - przejeżdżające samochody wznosiły gęsty pył, który pokrywał wszystko grubą warstwą. Ostatecznie zeszliśmy z biwaku jako ostatni, w samo południe - a kilka minut później zaczął padać deszcz.

Sama bitwa okazała się dla nas całkiem atrakcyjna. Przećwiczyliśmy kilka form walki - strzelanie w tyralierze, ogień dowolny zza szańca, walka ogniowa w linii. Całkiem udana okazała się współpraca ze skrzydłowymi plutonami Rosjan i Prusaków, również strzelanina i walka wręcz ze znanym od lat przeciwnikiem - Sobótką i Krotoszycami obyła się bez problemów i atrakcyjnie dla widzów. Moim zdaniem dowodzi to tego, że dobrze dowodzone oddziały mogą tworzyć interesujące widowisko, z zachowaniem podstawowego w epoce sposobu walki, czyli szyku liniowego.

fotki: Karolina

23 lipca 2012

W 250 rocznicę bitwy pod Burkatowem i Lutomią pogoda kolejny raz uraczyła nas deszczem - tak jak wówczas, prawie całą noc z 20 na 21 lipca padało. Nie była to co prawda taka ulewa, jak w ubiegłym roku, kiedy to nawet nie wyszliśmy na spacer na miasto, ale wystarczyło, żeby wszystko i wszyscy byli mokrzy.

Na nocny marsz wyruszyliśmy tuż po północy, polną drogą z kierunku Lutomii Małej do Lutomii . Wdrapaliśmy sie na wzgórza koło 2.00 i pół godziny później byliśmy już na głównym szańcu, gdzie nie pozostało nic innego, jak przeczekać do świtania, część na stojąco, a część leżąc na mokrej trawie. Jak tylko zaczęło szarzeć, ruszyliśmy w dalszą drogę. Przestało padać, ale i tak było bardzo mokro.

Do obozu wróciliśmy koło 7 rano. Większość maszerujących poszła spać i wstawała koło południa, gdy dotarł już obiad. Na szczęście było ciepło i sucho, więc przemoczone rzeczy szybko obeschły. Kilka godzin leniuchowania przydało się bardzo dla odzyskania sił.

O 16.00 grupy udały się na mszę polową w intencji ofiar bitwy. Po mszy zaczęła się inscenizacja. Ustawiliśmy wcześniej całkiem zgrabny szaniec, którego bronili Sasi, wspierani przez Srebrna Górę. Pierwszy atak został odparty, ale w drugim rozbiliśmy obronę i zajęliśmy szaniec. Potem zaczął się festyn z zabawą taneczną. Pogoda dopisywała, więc tańce i hulanki przeciągnęły się do późnych godzin nocnych.

W niedzielę już tylko z trójką kolegów z Schoenburgisches Schlosscompagnie wybraliśmy się na pomnik bitwy, następnie pojechaliśmy do Lipy Fryderyka w Podlesiu, na punkt widokowy nad Niedźwiedzicą oraz na tamę w Zagórzu. Gdy zajechaliśmy, większość ekip już się rozjechała, więc pozostało spakować resztę rzeczy i udać się do domów.

Impreza nadzwyczaj udana głównie dzięki ogromnej pomocy miejscowych pod wodzą Piotra Kulaka. Ilość doskonałego jadła, jaką przygotowali, wystarczyłaby nie tylko na naszą niewielką grupkę, ale na cały pruski batalion. Sprawdziła się też koncepcja festynu - pod warunkiem, że znajduje się on daleko od obozu. W obozie był spokój, mimo że na festynie bawiło się kilkaset osób.

zdjęcia: Herr Lieutenant
film: Dziennik.dolnośląski.pl

19 lipca 2012

Pierwszym elementem obchodów 250 rocznicy bitwy pod Burkatowem był wykład na temat bitwy i szerzej - na temat kampanii 1762 r. na Śląsku, wygłoszony przez Herr Lieutenanta w remizie OSP w Burkatowie. Wykład spotkał się z dużym zainteresowaniem mieszkańców, trwał ponad godzinę, a kolejną godzinę zajęły odpowiedzi na pytania zgromadzonych oraz dyskusja. Wykład uzupełniony był niewielką wystawą broni oraz znalezisk z pola bitwy.

zdjęcia: Burkatów 2012 - wykład

17 lipca 2012

Inscenizacje w Josefovie należą do mniejszych imprez, realizowanych w ramach kontynuacji programu "Fortfan", ale atrakcyjna lokalizacja i klimat miejsca sprawiają, że warto tam jechać. Co prawda zapowiadało się nie najlepiej - w górach na granicy polsko - czeskiej pojawił się deszcz. Gdy dojechaliśmy do Jaromierza, było jeszcze gorzej - lunęło tak, że strach był wysiąść z auta. Powiało grozą - zanosiło się na rozbijanie obozu i biwakowanie w ulewnym deszczu. W ciągu godziny przetarło się jednak i pogoda dopisywała aż do niedzielnego popołudnia.

Wojska przyjechało mniej, niż w ubiegłych latach, głównie z Polski: obie Legie, Gniewka i Szczerskiego, Kłodzko, Srebrna Góra, Nysa i my. Z Czech tradycyjnie miejscowa artyleria, grenadierzy ze Zlatych Hor i kawaleria z Hradca Kralove. Bitwa to już bardzo swobodna interpretacja historii - wspólnie z Austriakami walczyliśmy przeciwko legionistom. Sama akcja jednak przebiegła sprawnie, w małej grupie nie dopuszcza się nadmiernego chaosu na polu walki. Manewrowało się całkiem sprawnie, kilka ataków i kontrataków wyglądało zupełnie przyzwoicie.

Zdjęcia: Herr Lieutenant

10 lipca 2012

Z dniem dzisiejszym udostępniamy wszystkim chętnym nasze forum dyskusyjne, pod adresem http://www.altkreytzen.org.pl/forum.

Z różnych przyczyn nasze forum przez ponad dwa lata było dostępne tylko dla członków grupy Alt Kreytzen. Czas jakiś temu doszliśmy jednak do wniosku, że brakuje ogólnopolskiej platformy dyskusyjnej dla osób zainteresowanych epoką wojen śląskich i szerzej - historią XVIII w. Założone po likwidacji "Poniatowskiego" forum "Siedmiolatka" szybko zamarło i przestało spełniać swoją funkcję.

Przez pierwszy okres działalności udało nam się zebrać sporą ilość ciekawych informacji. Mamy nadzieję, że okażą się one na tyle ciekawe i przydatne, że zachęcą odwiedzających do własnego, aktywnego udziału.

9 lipca 2012

Obchody 250 rocznicy bitwy pod Strugą (Adelsbach, 6.07.1762) były skromne. W sobotę nieco po dziewiątej zjawiliśmy się w pałacu w Strudze w składzie pięcioosobowym. Z pomocą gospodarzy pojechaliśmy do Kolonii Wrony, na północ od Starych Bogaczowic, skąd zaczęliśmy marsz. Było słonecznie, upalnie i parnie. Pierwszy etap, do starych Bogaczowic, poszedł nam żwawo. Tam z pomocą miejscowego radnego Rodryga Świteńkiego zwiedziliśmy najpierw kaplicę św. Anny (barokowa kaplica opatów krzeszowskich), następnie kościół parafialny św. Józefa, jeden z wybitniejszych zabytków baroku na Dolnym Śląsku. Po krótkim postoju pod sklepem ruszyliśmy w dalszą drogę.

Ze względu na trudne warunki pogodowe zrezygnowaliśmy z przebijania się przez pola, ruszyliśmy przez wieś, a następnie leśną drogą w kierunku Strugi. Postój na krawędzi lasu pozwolił nacieszyć oko przepięknymi widokami Pogórza Wałbrzyskiego. Już na ostatnim etapie marszu dopadł nas deszcz, na szczęście niezbyt obfity - cała swą zawartość chmura zrzuciła na ziemię kilka kilometrów dalej, co było widać w trakcie dalszego marszu.

Kilkanaście minut po szesnastej dotarliśmy do pałacu. Po krótkim odpoczynku wykonaliśmy pokaz musztry dla zebranych gości. Nasza gromadka powiększyła się o dwóch rekrutów - Janka i Pawła, którzy odebrali swoje mundury; na Burkatowie zasilą już nasze szeregi.

W niedzielę od rana była piękna pogoda, nieco chłodniej niż w sobotę, ale i tak gorąco. Po śniadaniu spakowaliśmy się do aut w oczekiwaniu na mszę. Proboszcz miejscowej parafii Matki Boskiej Bolesnej Zbigniew Bartosiewicz stanął na wysokości zadania - w trakcie mszy, po Liturgii Słowa nastąpiło odsłonięcie tablicy pamiątkowej, a kazanie było jedyne w swoim rodzaju - zamiast rozważań na temat Słowa Bożego ksiądz proboszcz opowiedział przebieg bitwy, uzupełniony relacją miejscowego wójta o nieszczęściach wojny. Z relacji wynikało jednak, że wieś nie poniosła większych szkód wskutek bitwy, żaden z mieszkańców nie ucierpiał, jedynie kilka budynków zostało uszkodzonych.

Surowa w wyrazie, ale bardzo stylowa tablica pamiątkowa została ufundowana przez rodzinę Mazurków, mieszkającą w Strudze, i umieszczona w zachodniej ścianie kościoła przy pomocy parafian. Dodatkowo obok tablicy wstawiono trzy kule armatnie, znalezione na polu bitwy. Chciałoby się widzieć więcej takich inicjatyw - być może nadszedł już czas, że społeczności lokalne zainteresują się bliżej historią do niedawna jeszcze "niesłuszną".

Po mszy posiedzieliśmy jeszcze chwilę przy pałacu w porze obiadowej rozjechaliśmy się do domów.

Za współpracę w organizacji biwaku i pomoc dziękujemy Agnieszce i Krzysztofowi Wieczorkom, właścicielom Pałacu Struga, proboszczowi parafii Matki Boskiej Bolesnej Zbigniewowi Bartosiewiczowi, Rodrygowi Świteńkiemu za oprowadzanie po bogaczowickich świątyniach oraz wszystkim mieszkańcom gminy, dzięki którym biwak upłynął w bardzo sympatycznej atmosferze.

zdjęcia: Herr Lieutenant
relacje: szczawnozdroj.naszemiasto.pl, Gmina Stare Bogaczowice

29 czerwca 2012

Zamieszczony został aktualny program 250 rocznicy bitwy pod Strugą oraz 250 rocznicy bitwy pod Burkatowem i Lutomią.

25 czerwca 2012

W sobotnią noc patrol milicji Fortu Le Boeuf udał się na Ślężę w ramach Nocy Świętojańskiej. Na górę dotarliśmy pół godziny przed północą, gdzie intensywnie świętowała miejscowa i obca ludność. Przyłączyliśmy się do jednego z ognisk. Rano zerwaliśmy się dość wcześnie, ale przygotowania do wymarszu zajęły dość dużo czasu. Zeszliśmy kawałek w stronę Sobótki, a następnie północnym zboczem Ślęży podążyliśmy w stronę przełęczy Tąpadła. Dotarliśmy tam około piętnastej i po krótkim odpoczynku rozjechaliśmy się do domów.

Zdjęcia: Christoph Noiret, David Millet.

25 czerwca 2012

W sobotę 23 czerwca Herr Lieutenant zagościł w Trutnovie, gdzie obchodzono 196 rocznicę bitwy pod Trutnovem (27.06.1866). Inscenizacja odbyła się się na południowym stoku Janskiego Vrchu, na autentycznym polu bitwy. Najpierw oddziały austriackie zostały wyparte ze wzgórza, jednak po podciągnięciu artylerii zdecydowanym uderzeniem odparły Prusaków, zadając im duże straty. W międzyczasie Herr Lieutenant zwiedził Jansky Vrch z kaplicą i licznymi pomnikami, poświęconymi poległym w tej bitwie.

Zdjęcia: Bitwa, Trutnov

18 czerwca 2012

Na 255 rocznicę bitwy pod Kolinem regiment Alt Kreytzen udał się w składzie pięciu osób. Wyruszyliśmy ze Świdnicy około 19.00, na miejsce dotarliśmy po 23.00. Ciepła noc spowodowała, że jeszcze kilka godzin spędziliśmy ze znajomymi przy stole.

Sobota to od rana słońce i upał. O 9.30 pojechaliśmy do Svojsic, stamtąd przemaszerowaliśmy do Krychnova, gdzie kwaterował w czasie bitwy marszałek Daun. Potem wróciliśmy do Svojsic, gdzie wokół kościoła zainscenizowaliśmy potyczkę. Do obozu wróciliśmy około południa.

O 15.00 zaczęła się część oficjalna - przemarsz przez wieś, powrót pod pomnik, skromna uroczystość i msza polowa. Gorąc dokuczał okrutny, upał przekraczał 30 stopni. Bitwa zaczynała się o 18.30, a i wtedy potężnie jeszcze grzało. Broniliśmy w mieszanym składzie baterii, którą atakowały oddziały cesarskie i saskie. Zaraz na początku Sasi uciekli do nas, co jednak bardzo nas nie wzmocniło, bo nie przejawiali nadmiernej ochoty do walki. Ostatecznie wskutek przewagi liczebnej przeciwnika musieliśmy ulec.

Wieczór z powodu zmęczenia spędziliśmy w obozie, słuchając odgłosów zabawy wiejskiej i podziwiając pokaz sztucznych ogni. Około 23.00 wiwatowanie i radosne okrzyki Czechów uświadomiły nam, że reprezentacja Polski poległa w meczu decydującym o awansie do ćwierćfinałów Euro 2012. Rano pobudka, sprawne pakowanie i o 10.00 ruszyliśmy w drogę. Przed 14.00 byliśmy już w Kłodzku.

W sumie impreza jak zwykle udana. Herr Lieutenant został uhonorowany pamiątkowym zegarkiem (również szefowie pozostałych grup). Otrzymaliśmy również kopie cesarskich monet, które można było zachować na pamiątkę lub wymienić na prowiant.

zdjęcia: Herr Lieutenant, Agnieszka, Kolin1757.com.

11 czerwca 2012

Kolejne Dni Twierdzy Srebrna Góra były skromniejsze niż zwykle - udział wzięło około 40 żołnierzy, głównie Prusaków z regimentów Alt Kreytzen, Tresckow, Lattorff, Alvensleben i Grawert, oraz austriacka Delostrelecka Garda ze Zlatych Hor. Potyczka odbyła się na placu pomiędzy Bastionem Dolnym a Fortem Wysoka Skała. Prusacy siedmiolatkowi, wsparci austriacką artylerią, pokonali Prusaków napoleońskich. Potyczka wyszła wyjątkowo udanie, bez zbędnych manewrów i chaosu, z zachowaniem właściwych komend, porządku, dyscypliny i zasad taktyki.

Przed południem wspólnie z kilkoma żołnierzami z Tresckowa pomaszerowaliśmy na Fleszę Chochoła Małego. Po powrocie krótki odpoczynek i bitwa, potem już tylko zajęcia obozowe. W niedzielę zwinęliśmy się szybko i przed wyjazdem do domów odwiedziliśmy jeden z szańców braszowickich na Bukowczyku.

zdjęcia: Herr Lieutenant, Herr Corporal.

7 czerwca 2012

Adrian Panek otrzymał główna nagrodę - Złotego Dzika, na zakończonym w Świdnicy 5 Festiwalu Reżyserii Filmowej.
- Chodziłem ze scenariuszem "Daas" od drzwi do drzwi. Wszyscy kiwali głowami, mówiąc, że to dobry projekt. I ze na pewno nie znajdą na niego pieniędzy. Na studiach też ciągle słyszeliśmy, żeby na starcie nie robić filmów historycznych, ale współczesne, kameralne, które da się zrealizować bez wielkich funduszy - mówił w wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej Adrian Panek.

W filmie tym statystował regiment Alt Kreytzen.

4 czerwca 2012

W niedzielę 3 czerwca odbyły się kolejne Prezentacje Historyczno - Edukacyjne. Pierwsze ekipy zaczęły zjeżdżać na obozowisko już w piątek wieczorem. W sobotę rano grupa żołnierzy regimentu Alt Kreytzen, uzupełniona przez Bogumiła z Bractwa św. Barbary udała się na rekonesans w okolice Krzyżowej, śladem szańców obozu pod Boleścinem. Do Krzyżowej dojechaliśmy pociągiem, stamtąd przez Wzgórze Cmentarne, nieopodal oszańcowanych wzgórz Wiatrak i Popiel przemaszerowaliśmy do Makowic. Stamtąd drogą wzdłuż Piławy, poprzez stację Świndica KRaszowice, dotarliśmy do obozowiska.

W niedzielę wszystkie grupy zabrały się o 9.30, aby przemaszerować i zaprezentować się na świdnickim Rynku. Stawiły się następujące ekipy (mniej więcej chronologicznie):
- Drużyna Wojów Ślężańskich (Pastuchów, X w.)
- Bractwo św. Barbary (Jaworzyna Śląska, XIII w.)
- Bractwo Rycerskie Zamku Grodno (Wałbrzych, XIV.)
- Modry Regiment (Pilzno, Czechy, XVII w.)
- Infanterie Regiment Alt Kreytzen (Świdnica, XVIII w.)
- Pułk 2 Piechoty Księstwa Warszawskiego (Krotoszyce, 1807 r.)
- 1 Pułk Strzelców Konnych Księstwa Warszawskiego (Sobótka, 1810 r.)
- 58 Ochotniczy Nowojorski Pułk Piechoty (Bielawa, 1863 r.)
- Grupa Pancerni Strzegom (Strzegom, 1939 - 1945)
- 62 Kompania Specjalna LWP (Świdnica, 1970)

Po prezentacji w centrum miasta, grupy powróciły do obozu, gdzie o 13.30 rozpoczęły się pokazy. W ciągu kilku godzin wszystkie grupy zaprezentowały się przed publicznością. Pokazy zakończyły się około 16.00 w rozpoczynającej się ulewie.

zdjęcia: Herr Lieutenant - przemarsz, Herr Lieutenant - Prezentacje, Agnieszka, Hahn.

28 maja 2012

Ostatni weekend maja regiment Alt Kreytzen spędził w Chojnowie i Białej, wsi znajdującej się 2 km na północ od Chojnowa. W piątkowy wieczór uczestniczyliśmy w Noc Muzealna na dziedzińcu chojnowskiego muzeum. Program imprezy był mocno improwizowany - mieliśmy prowadzić więźniów do Baszty Tkaczy, a skończyło się na krótkim pokazie musztry. Oprócz nas wystąpił zespół fletowy z muzyką renesansową oraz miejscowy chór. Impreza przeciągnęła się do późnego wieczora; spaliśmy w namiotach na dziedzińcu.

W sobotę przed południem przenieśliśmy się do Białej, gdzie dokonało się połączenie ekip, a następnie udaliśmy się do wioski indiańskiej "Wokini" w Ostaszowie koło Przemkowa. Po powrocie Herr Lieutenant dokonał wizytacji piwiarni "Zagłoba" w Chojnowie. Wieczór to długie posiedzenie całej grupy w obozie, z udziałem miejscowej młodzieży. Ludność miejscowa zaopatrzyła nas w pokaźną ilość wybornych wiktuałów w postaci kaszanki, salcesonu i smalcu własnej produkcji.

Niedzielny ranek to nieśpieszne wstawanie i pakowanie w oczekiwaniu na występ. Zostaliśmy zasileni znaczną ilością znakomitych ciast, wyrobu miejscowych gospodyń. Część oficjalna rozpoczęła się mszą świętą, po niej nastąpiła seria przemówień działaczy PSL. Kilkunastominutowy pokaz, poprzedzony odśpiewaniem "Roty" przez zgromadzonych, wcisnęliśmy przed występy zespołów ludowych. Na zakończenie dostaliśmy żurek, ciasto i kawę i wyjechaliśmy ostatecznie koło siedemnastej.

Pogoda dopisała, było słonecznie i ciepło, ale nie upalnie.

zdjęcia: Noc Muzealna, Wioska Indiańska Wokini, Święto Ludowe w Białej.

19 maja 2012

W sobotę 19 maja odbyło się kolejne sprzątanie Fleszy Nowomłyńskiej. Udział wzięło kilkaset osób, w tym dużo młodzieży i dzieci, a także świdnicka grupa żołnierzy regimentu Alt Kreytzen. Oczyszczony z roślinności został front Fleszy, zebrano kilkadziesiąt worków śmieci. Po sprzątanie Herr Lieutenant oprowadził wycieczkę po pozostałościach fortyfikacji.

Impeza była zorganizowana przez Miasto Świdnica, przy współpracy ze Znanenieznane.pl i Swidnica24.pl. Kolejne sprzątanie pod koniec września.

Relacja: Swidnica24.pl.

14 maja 2012

Z okazji 270 rocznicy bitwy pod Chotusicami (7.05.1742) oddziały armii austriackiej i pruskiej spotkały się w pałacu w Usobi, około 50 km na południe od pola bitwy, które obecnie zajmuje wojskowe lotnisko. Do Usobi dotarliśmy już o zmierzchu, rozbiliśmy namioty na pałacowym trawniku i dzień się skończył. Jeszcze tylko wieczorne Czechów i Polaków rozmowy i poszliśmy spać.

W sobotni poranek obudził nas deszcz. Od siódmej lało z krótkimi przerwami do dziewiątej. O dziesiątej oddziały wymaszerowały do centrum wsi, już bez deszczu, ale nadal było pochmurnie i ponuro. O czternastej rozpoczęła się pierwsza akcja - broniliśmy mostu przed pałacem. Nieprzyjaciel, posiadający dużą przewagę liczebną zepchnął nas do pałacu, a rozpaczliwy, ostatni kontratak zakończył się całkowitą klęską. Dwie godziny później odnieśliśmy sukces - starcie w parku skończyło się klęską Austriaków, którzy ponieśli wielkie straty w walce ogniowej. Wieczorem zaczęło się przejaśniać, zrobiło się dość sympatycznie, ale chłodno. Na kolację otrzymaliśmy po kawałku pysznie przyrządzonego świniaka z rożna. W pałacu rozwinęła się impreza, a my zagościliśmy w miejscowej Hospudce u Kasny.

Noc była bardzo zimna, dzień wstał podobnie zimny, lecz słoneczny. Zebraliśmy się dość sprawnie i koło jedenastej wyruszyliśmy w drogę. Zwiedziliśmy po drodze Caslav i Chotusice, czyli miejscowości związane z bitwą. Około 17.00 dotarliśmy do domu.

Impreza, choć malutka, była bardzo fajna. Ugoszczono nas dobrze, jadła i napoju było pod dostatkiem. Trochę słabo wypadła bitwa o mostek - ale to ze względu na mało atrakcyjne otoczenie i współczesne naleciałości cywilizacyjne.

zdjęcia: Herr Lieutenant, Agnieszka

12 maja 2012

Podczas Międzynarodowych Targów Turystycznych TOURTEC 2012 w Jeleniej Górze projekt serii monet, złożony przez Sudeckie Towarzystwo Rekonstrukcji Historycznej otrzymał główną nagrodę w konkursie, organizowanym przez Mennicę Sudecką i Lokalną Organizację Turystyczną "Księstwo Świdnicko - Jaworskie" i będzie realizowany przez Mennicę Sudecką.

Projekt zakłada stworzenie serii czterech monet pod nazwą Talarów Śląskich, nawiązujących do wydarzeń wojny siedmioletniej. W 1762 r. wokół Świdnicy rozegrała się seria bitew, które przesądziły ostatecznie o pokonaniu Austriaków i przejściu Śląska pod panowanie pruskie. Były to bitwy pod Strugą (Adelsbach, 6.07.1762), Burkatowem i Lutomią (Burkersdorf und Leutmannsdorf, 21.07.1762), Piława (Peilau, zwana też bitwą pod Dzierżoniowem - Reichenbach, 16.08.1762) oraz oblężenie Świdnicy (Schweidnitz, 23.07 - 9.10.1762). W bieżącym roku obchodzić będziemy dwieście pięćdziesiąte rocznice tych wydarzeń.

Monety będą nawiązywały wyglądem do talarów pruskich z mennicy we Wrocławiu, dodatkowo w opisie znajdzie się informacja, jakiej rocznicy moneta dotyczy. Mennica Sudecka przeznaczyła na ten cel 10 tys. zł.

10 maja 2012

Kolejne zdjęcia z Güstebieser Loose: Agnieszka

30 kwietnia 2012

Kolejne Manewry Wiosenne w Güstebieser Loose upłynęły pod znakiem wyjątkowo upalnej pogody. Wysoka temperatura dokuczała już w piątek. Do obozowiska dojechaliśmy już o zmroku, ostatnia grupa rozstawiała namioty po ciemku. Wieczór był ciepły i przyjemny, co sprzyjało towarzyskim kontaktom przy ogniskach.

Plan na sobotę nie był napięty, jednak wysoka temperatura od rana dawała się we znaki. Tego dnia z Słubicach zanotowano 32,5 stopnia Celsjusza, co było najwyższą temperaturą kwietnia od wielu lat. O dziewiątej rano wyruszyliśmy w stronę przeprawy promowej, aby przeprawić się przez Odrę na polską stronę. Tam przez półtorej godziny trwały ćwiczenia pododdziałów w musztrze z bronią i manewrach. Krótko po jedenastej oddziały przepłynęły w powrotem na niemiecką stronę i udały się w kierunku obozu. Nasza grupa zabawiła jeszcze trochę czasu z turystami, których wielu zjechało nad Odrę podziwiać widoki.

Po powrocie do obozu zostało niewiele czasu do inscenizacji potyczki. O czternastej oddział pruskie starły się z atakującymi wojskami saskimi. Walka była zacięta i zakończyła się zwycięstwem armii pruskiej. Upał sprawił, że wszyscy byli bardzo zmęczeni i z zadowoleniem udało się na posiłek i odpoczynek. Wiele osób zapadło w drzemkę. Dopiero po osiemnastej temperatura spadła na tyle, że można było jakoś funkcjonować. Odbyła się jeszcze druga, ponadplanowa potyczka, a po niej już tylko wszyscy korzystali z uroków życia obozowego.

W niedzielę od rana już tylko pakowanie bagaży i nieco po dziesiątej wyruszyliśmy w drogę do domu. Po drodze Herr Lieutenant z gemajnem zwiedzili pole bitwy pod Kijami (Kay, 23.07.1759).

zdjęcia: Herr Lieutenant - Güstebieser Loose, Herr Lieutenant - pole bitwy pod Kijami.

23 kwietnia 2012

Milicja Fortu Le Boeuf oraz jeden angielski osadnik wzięli udział w imprezie "Manewry Francusko - Indiańskie" pomiędzy Žumberkiem a Chrastem koło Pardubic. Do Chrastu, w pobliżu którego miał być obóz francuski, dotarliśmy bez większych problemów, jednak obozu w miejscu, gdzie miał być, nie było. Przeszukanie krawędzi lasu nic nie dało, ani obozu, ani dymu, ani żadnych odgłosów, sugerujących obozowanie. Przez głowę przemknęła myśl, że pomyliliśmy miesiąc (nasz kwiecień to po czesku duben, a ich květen to nasz maj). Udaliśmy się więc w stronę obozu angielskiego, którego również nie znaleźliśmy, jednak udało się skontaktować z jednym z organizatorów i ostatecznie dotarliśmy do obozu francuskiego, a dochodziła już północ. Tyle, co zdążyliśmy rozstawić namiot, lunął deszcz.

Rano nadal lało, ale zaczęliśmy się powoli zbierać. Przepakowaliśmy się do marszu, a zbędne bagaże trafiły do auta. Około ósmej zaczęło wychodzić słońce i zrobiło się ciepło, trzeba było ruszać w drogę. Było nas dość sporo - 7 milicjantów, nas trzech (wśród nas jeden lojalista w roli jeńca) i około 10 Indian. Zaraz po wyruszeniu podzieliliśmy się na dwie grupy - Indianie ruszyli na zachód, my na południe.

Po dojściu w pobliże angielskiego obozu trzeba było już dyskretnie się przekradać, abyśmy nie zostali spostrzeżeni. Sytuację utrudniał brak kontaktu z Indianami oraz nieznajomość lokalizacji obozu. Jednak krótko po przekroczeniu rzeki milicjanci natknęli się na angielski patrol i rozpoczęła się strzelanina. Nasza trójka postanowiła obóz okrążyć i zaatakować z drugiej strony, jednak zostaliśmy dostrzeżeni. Lojalny wobec króla Jerzego angielski osadnik niezwłocznie uciekł do swoich, a my we dwójkę próbowaliśmy jeszcze podejść do obozu, ale zostaliśmy otoczeni przez przeważające siły i pojmani. Po jakiejś godzinie nadeszli Indianie z resztkami milicji, ale wskutek przewagi liczebnej przeciwnika również ulegli. Ostatecznie na koniec akcji rozstrzelano czterech milicjantów, przy czym zwyczajowym barbarzyństwem wykazali się rangersi, dobijając rannych i skalpując poległych, których na koniec jeszcze pogryzł pies.

Trzeba było jeszcze jechać po auto i około 17.00 przystąpiliśmy do obozowania. Namiot, ławka, stół, jedzenie,dobre piwo i piękna pogoda sprawiły, że było to miłe ukoronowanie udanego dnia.

fotki: Christoph, David, Scyll, Scots, Mysak, Ave77, Alchy.

1 kwietnia 2012

W Niedzielę Palmową IR Alt Kreytzen zawitał z do Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach koło Opola na Festyn Wielkanocny. Pogoda nie była zachęcająca - rano w Opolu było biało. Śnieg padał już wieczorem, w nocy dopadało. Zebraliśmy się jednak bohatersko i przed dziewiątą byliśmy w skansenie. Tam o dziwo śniegu nie było, nawet świeciło słońce. Rozstawiliśmy namioty, ustawiliśmy ekspozycję i ... przyszły ciemne chmury i sypnęło śniegiem. I tak jeszcze dwa razy. Z czasem zaczęło wiać, krótko po piętnastej namiot ekspozycyjny trzeba było rozebrać, a broń wyłożyć po prostu na stołach. Mimo, że od południa było już cały czas słonecznie, to jednak nadal mokro i zimno.

Z racji pogody ludzi było znacznie mniej, niż w poprzednim roku. W dodatku miejsce, które wybraliśmy, choć najlepsze do naszych celów, znajdowało się na końcu ekspozycji, a wiele osób kończyło zwiedzanie na głównej alejce i do nas nie docierało. Opady spowodowały, że alejki były pokryte błotem, co skutecznie odbierało ochotę do spacerowania. Mimo trudnych warunków wytrwaliśmy aż do końca imprezy, udało nam się nawet poćwiczyć niektóre elementy musztry.

Zdjęcia: Herr Lieutenant, Agnieszka.

31 marca 2012

Sobotę tydzień przed Świętami wielkanocnymi postanowiliśmy poświęcić kolejnej rocznicy bitwy pod Małujowicami. Zebraliśmy się w Małujowicach pod kościołem około 11.00. Od rana popadywało, ale początek marszu odbywał się przy ładnej i słonecznej, choć wietrznej pogodzie. Udaliśmy się drogą przez pole bitwy w stronę Pępic. Z każdą chwilą warunki marszu były coraz gorsze, nieużytki pozostałe po terenie wojskowym są trudne do przebycia. Po kilkudziesięciu minutach zaczęło intensywnie padać, i to deszcz z czymś w rodzaju gradu. Nasze schronienie pod sosenką okazało się wątpliwej jakości i porządnie zmokliśmy.

Po deszczu ruszyliśmy dalej, przekroczyliśmy Potok Pępicki i weszliśmy na jedną z dróg wojskowych, która wyprowadziła nas za Przyleski Potok, a więc już za pole bitwy. Pogoda znowu się pogarszała, więc zaczęliśmy się rozglądać za dogodnym miejscem na ognisko. Znaleźliśmy takowe przy nasypie nieczynnej linii kolejowejz Brzegu do Strzelina, który osłaniał nas od dokuczliwego wiatru.

Gdy zaczęliśmy zbierać chrust na ognisko, lunęło drugi raz. W ciągu kilku minut kompletnie zmokliśmy. Nawet koniec deszczu nie pomógł, jeszcze kilka minut lało się z drzew. Z niemałym trudem rozpaliliśmy ognisko, za pomocą krzesiwa, kory brzozowej i pruskich map wojskowych, oraz porządnie suchego pnia dzikiego bzu, który w tych nadzwyczaj uciążliwych warunkach uratował nam ognisko. I jak już się najedliśmy, wysuszyliśmy kurtki i chlebaki i zebraliśmy się w drogę - lunęło trzeci raz. Nie było jednak wyjścia - nasypem kolejowym poszliśmy w stronę Małujowic. Po przekroczeniu Potoku Pępickiego na szczęście przestało padać i polnymi drogami doszliśmy do głównej ulicy, skąd doszliśmy do wsi. Dość szczęśliwie zakończyliśmy marsz - tyle, co wsiedliśmy do aut, lunęło po raz kolejny, ze śniegiem i gradem i lało całą drogę do Opola.

Zdjęcia: Herr Lieutenant.

19 marca 2012

Po raz kolejny milicja fortu Le Boeuf wybrała się na patrol w okolice Barda i Kłodzka. Do Barda dojechaliśmy pociągiem i wyruszyliśmy w południową część Gór Bardzkich. Weszliśmy najpierw na obryw, następnie na Kalwarię na Górze Bardzkiej. Bardzo strome i długie podejścia dały się mocno we znaki, gdyż byliśmy obciążeni bagażami i prowiantem na dwa dni. Od Kalwarii było lżej, gdyż dalsza trasa była bardziej płaska, jednak z każdym kilometrem sił było coraz mniej, a toboły były coraz cięższe. Po dotarciu na Przełęcz Łaszczową (ok. 8 km) urządziliśmy dłuższy odpoczynek połączony z posiłkiem, składającym się z kiełbasy i sera. Z powodu zmęczenia i dość późnej pory zrezygnowaliśmy z dalszego marszu w stronę Podzamka i udaliśmy się w kierunku Kłodzka, z zamiarem rychłego rozbicia biwaku.

Po przejściu około kilometra wypatrzyliśmy łąkę i ok. 17.00 z wielką ulgą zrzuciliśmy bagaże. Rozbiliśmy namiot i wkrótce po zmierzchu położyliśmy się spać - dość silny, zimny wiatr nie zachęcał do dłuższego przesiadywania. Noc była bardzo zimna, a namiot przewiewne, więc porządnie wymarzliśmy i z niejaką ulgą krótko po piątej rano wstaliśmy szykować się do wymarszu.

Po śniadaniu udaliśmy się w kierunku Kłodzka, w Wojciechowicach odwiedzając tamtejszą Kalwarię. Początkowo chcieliśmy zwiedzić fort na Owczej Górze, jednak i tym razem zwyciężyło narastające zmęczenie i obolałość od ciężkich bagaży. Krótko po dotarciu do Kłodzka wsiedliśmy do pociągu i rozjechaliśmy się do domów.

Patrol odbył się przy pięknej, wiosennej pogodzie. Sobota i niedziela były słoneczne i bardzo ciepłe, jednynie noc była zimna - ale przecież była to ostatnia niedziela zimy. Okolica jest przepiękna, trasy atrakcyjne i poza niektórymi odcinkami łatwe i wygodne do marszu, widoki wspaniałe. W sumie zrobiliśmy ok. 17 km. - 9 km w sobotę i 8 km. w niedzielę, co może nie jest wynikiem imponującym, ale jak na milicję kolonialną - wystarczającym.

Zdjęcia: Christoph, David, Charlotte.

5 marca 2012

Obchody rocznicy bitwy pod Braszowicami zaczęliśmy w piątek wieczorem w Bardzie Śląskim. Po zakwaterowaniu w schronisku wymaszerowaliśmy w kierunku obrywu skalnego, niestety zalegający na ścieżce lód spowodował, że nie dotarliśmy nawet do drugiej kapliczki drogi krzyżowej. Próba obejśia lodowca również była nieskuteczna, ostatecznie dotarliśmy tylko do reliktów zameczku zburzonego w XV w., mniej więcej w połowie planowanej trasy.

W sobotę od rana była piękna, słoneczna pogoda i lekki mróz. Podjechaliśmy pociągiem do Suszki, skąd polną drogą ruszyliśmy do Pawłowic. Mało ambitne tempo i liczne przerwy spowodowały, że do Barda doszliśmy już o zmroku, mimo niedługiej i niezbyt trudnej trasy. Trochę drogi nadrobiliśmy przy omijaniu kopalni koło Grochowa. Wszelkie niedogodności rekompensowały jednak piękna pogoda i wspaniałe widoki. W Braszowicach zapaliliśmy znicz ku pamięci poległych, przy krzyżu przed kościołem.

Niedziela już w okrojonych składzie zaczęła się wyjątkowo sennie. Ruszyliśmy co prawda planowo w trasę, lecz z każdą chwilą robiło się jeszcze bardziej sennie i ziewająco, a przy tym mimo słońca zimno - wiał niezbyt silny, lecz przenikliwy wiatr. Ostatecznie zrezygnowaliśmy dojścia na szaniec i wróciliśmy na stację, skąd kolejno ruszaliśmy do domów.

zdjęcia: Corporal, Karolina

15 lutego 2012

Dla uczczenia 302 rocznicy urodzin króla Ludwika XV patrol milicji Fortu Le Boeuf wybrał się na patrol w okolice Ząbkowic. Do Braszowic dojechaliśmy autobusem, oszczędzając sobie kilku kilometrów marszu szosą. Początkowo pogoda była ładna, chwilami słonecznie, dość ciepło, śniegu ok. 10 cm, lekki wiatr. Ruszyliśmy w stronę Stróżnika, na dwa szańce znajdujące się na jego wschodnich zboczach. Następnie przełęczą między Stróżnikiem a Grochowcem udaliśmy się w stronę Fortu Grochowskiego. Gdy mijaliśmy przełęcz, roztaczały się z niej piękne widoki na kotlinę Brzeźnicy i Góry Bardzkie, zdecydowaliśmy jednak, że postój fotograficzny zrobimy w drodze powrotnej, jednak w międzyczasie zachmurzyło się i zaczęło mocniej dmuchać, więc wracając nie było co fotografować.

Dalej szliśmy przez las na północ od Grochowca na szaniec tarnawski. W lesie nie dało się we znaki pogorszenie pogody. Na szańcu rozpaliliśmy ognisko, upiekliśmy kiełbasę i ser. Tam już zaczął padać śnieg. Ale prawdziwy hardkor zaczął się dopiero, jak wyszliśmy z lasu na drogę do Tarnawy. Dostaliśmy od razu cios wichurą. Na początku wiało nam skosem w plecy. Na drodze było nawiane pół metra zasp, część drogi szliśmy przez pole, bo było mniej śniegu. A potem już wiało w twarze, dopiero w samych Ząbkowicach trochę zelżało. Buty, kamasze mokre na wylot. Na plecach, czapkach - warstwa zlodowaciałego śniegu. Nie dało rady nawet zrobić zdjęcia. Gdy dochodziliśmy do krajowej ósemki, przejeżdżał pług śnieżny. Trzy minuty po jego przejeździe nie było już ani śladu odśnieżania.

W sumie przeszliśmy ok. 16 km, z tego 4 kilometry w śnieżycy i wichurze.

Zdjęcia z patrolu: Christoph

11 lutego 2012

Delegacja regimentu udała się do Chojnowa, gdzie w tamtejszym Muzeum Regionalnym odbyło się spotkanie w sprawie inscenizacji bitwy pod Chojnowem, która miała miejsce 26 maja 1813 r. Gospodarzem spotkania był dyrektor muzeum Jerzy Janus, a udział wzięli m.in. burmistrz Chojnowa Jan Serkies, oraz wójt gminy Chojnów (na terenie której miała miejsce bitwa) Mieczysław Kasprzak. Ustalono między innymi zakres działań przygotowawczych do przyszłorocznej inscenizacji, oraz obecność oddziału w roku bieżącym, jako zapowiedź tego wydarzenia.

Zdjęcia z pola bitwy: Krzysztof.

6 lutego 2012

Na początku roku wydawnictwo NapoleonV wprowadziło do sprzedaży książka Jeana Colina "Piechota w XVIII w. Taktyka". Wbrew dość ogólnemu tytułowi książka jest poświęcona przede wszystkim rozwojowi taktyki piechoty francuskiej, na dość ogólnikowo zakreślonym tle piechoty pruskiej w tym okresie. Mimo trudnej i przestarzałej konstrukcji oraz archaicznego języka (Jean Colin był generałem armii francuskiej, książkę tę wydał ok. 1910 r. a w 1917 r. zginął na froncie bałkańskim) publikację warto kupić, ponieważ zajmuje się ona zagadnieniem praktycznie nieznanym w polskiej literaturze; skupia się przede wszystkim na kształtowaniu taktyki kolumnowej w okresie przedrewolucyjnym, czyli tym, co w epoce napoleońskiej pozwoliło armii francuskiej odnieść największe sukcesy.

Jean Colin: Piechota w XVIII w. Taktyka.

3 lutego 2012

Zapraszamy do zapoznania się z najaktualniejszym terminarzem imprez fryderycjańskich i napoleońskich w Polsce, Czechach i Niemczech. Z epoki napoleońskiej uwzględnione są tylko niektóre imprezy, odnoszące się do wydarzeń, w których brała udział armia pruska.
Kalendarz 2012 po polsku
Kalendär 2012, deutsch

24 stycznia 2012

Urodziny Króla minęły pod znakiem zimowej pogody. W piątek zebraliśmy się w kinie "Gdynia", aby obejrzeć film "DAAS", w którem nasza grupa statystowała. Sądząc z relacji obecnych, film się podobał. Po filmie część ekpiy udała się do "Fosy", aby przy piwie omówić zadania na dzień następny.

Sobota była głównym dniem imprezy. Zrealizowany przemarsz Witoszów-Burkatów. Pogoda dopisała - mimo, że było dość wietrznie, to niewielki mróz okazał się naszym sprzymierzeńcem utwardzając drogi. Z powodu pomylenia dróg oddział nieco pokluczył w lesie, ale i tak udało się bezbłędnie osiągnąć pomnik bitwy pod burkatowem, w pobliżu którego urządziliśmy ognisko. Ostatnio prosta, czyli droga przez pole do Burkatowa była najgorsza, nasilający się wiatr i spora śnieżyca obniżyła morale a wojsko ciężkim krokiem, ośnieżone i zmarznięte doczłapało do przystanku.

Po osuszeniu się i przebraniu, oddział plus osoby sympatyzujące z nami dokładnie o 19:14 przystąpił do uroczystej kolacji. Czego tam nie było ! A to tort z reksyną, a to bukiet sałatek, pruska gulaszzupa, siła ciast i napojów. Trzeszczące drewno w kominku, migoczące latarenki oraz dym tytoniowy z fajek tworzyły niepowtarzalny nastrój...

Plan marszowy na niedzielę był równie ambitny - z Wierzbnej przez Bagieniec do Świdnicy, z powodu nawet już nie silnego wiatru, tylko orkanu czy tajfunu przemarsz został zredukowany do trasy Wierzbna - Bagieniec. Obejrzeliśmy urocze pocysterskie ruiny w Wierzbnej, podziwialiśmy panoramę "Hungerlager", pałac na wodzie w Bagieńcu, by w końcu wylądować na miejscowym łowisku, gdzie zakończyliśmy imprezę.

zdjęcia: Herr Lieutenant, Corporal, Agnieszka.

14 stycznia 2012

Najbliższe projekcje filmu DAAS:
16 stycznia, godz. 19.00, Kędzierzyn Koźle, kino Chemik
18 stycznia, godz. 18.00 i 20.30, Opole, kino Studio MDK
20 - 22 stycznia, godz. 19.00, Świdnica, kino Gdynia

W filmie statystował regiment Alt Kreytzen.
a oto trailer: DAAS

12 stycznia 2012

Dowództwo stowarzyszenia "Der Dreispitz" informuje, że tradycyjna, lipcowa impreza w Desssau - Leopoldfest - nie odbędzie się. W zamian proponuje wzięcie udziału w festynie historycznym w Coswig / Anhalt.

10 stycznia 2012

We wtorek, 17 stycznia 2012 r w Kłodzku odbędzie się premiera fabularyzowanego filmu dokumentalnego "Twierdza Kłodzka", który powstał w ubiegłym roku w ośrodku Telewizji Polskiej we Wrocławiu. Udział w filmie wzięły liczne grupy historyczne z różnych epok.

7 stycznia 2012

W tym roku po raz pierwszy Marsz Noworoczny odbył się na polu bitwy pod Piławą. Zebraliśmy się na łące pod Spitzbergiem. Celem pierwszym było osiągniecie pomnika. Po drodze spotkaliśmy sporą grupkę myśliwych, którzy żywo się naszym oddziałem zainteresowali Po rozdaniu ulotek ruszyliśmy na pomnik. Trasa w kierunku Gilowa była dość uciążliwa za sprawą olbrzymiej kopalni kruszywa, która zjada masyw Rybaka i pole bitwy od strony wschodniej. Następny przystanek to sklep w Gilowie, gdzie niespodziewanie nawiązaliśmy ciekawą znajomość z miejscową "władzą". Ognisko wraz z posiłkiem urządziliśmy na obiekcie nieznanego przeznaczenia, wykonanym z kamienia, znajdującym się na najwyższym punkcie góry Zguba. Było około piętnastej, kiedy ruszyliśmy drogą powrotną w kierunku aut. Po przebyciu lasów, wzgórz, łąk, pół, błotnistych rowów, nasypów kolejowych, około 16.30 rozjechaliśmy się do domów.

Zebrało się nas siedem osób - pięciu żołnierzy, jeden woj słowiański i jeden rekrut. Pogoda nadzwyczaj dopisała, lekki wiatr i dodatnia temperatura sprawiły, że maszerowało się wyjątkowo przyjemnie. Życie utrudniała jedynie mokra gleba - a kilka dość długich odcinków trzeba było pokonać po prostu przez pola. Z zakończeniem zdążyliśmy idealnie - gdy doszliśmy do aut, zaczęło mżyć, a po pół godzinie rzucać grubym śniegiem z deszczem. Długość trasy wyniosła prawie równo 12 km. Droga nietrudna, poza kilkoma krótkimi, stromymi kawałkami. Okolica piękna, właściwie z każdej strony masywu Rybaka są znakomite miejsca na biwaki. W sumie trasa w sam raz na jeden dzień spaceru.

zdjęcia: Lieutenant, Corporal

1 stycznia 2012

Zapraszamy do zapoznania się z najaktualniejszym terminarzem imprez osiemnastowiecznych w Polsce, Czechach i Niemczech: terminarz 2012.












.